Saturday, November 5, 2016

Murdered because of a trivial dispute between two trivial and worthless German thugs.

The following meditation on autumn was written by Bruno Schulz (July 12, 1892 – November 19, 1942). His tragic story can be found on Wikipedia. He was an author of stories, a lost novel, and poetry, a Catholic, of Jewish parentage, whose 'patron', the German-Austrian thug Felix Landau, murdered the Jewish dentist of another German thug,  Karl Günther, who, in revenge, murdered Bruno Schulz.

The autumn would not end. Like soap bubbles, days rose ever more beautiful and etherial, and each of them seemed so perfect that every moment of its duration was like a miracle extended beyond measure and almost painful. In the stillness of those deep and beautiful days, the consistence of leaves changed imperceptibly, until one day all the trees stood in the straw fire of completely demateralsed leaves, in a light redness like a coating of coloured confetti, magnificent peacocks and phoenixes; the slightest move or flutter would cause them to shed the splendour of their plumage - the light, moulted,superfluous leafy feathers.

Bruno Schulz: A Second Autumn”, from The Street of Crocodiles and Other Stories, transl. Celina Wieniewska. 


Jesień, jesień, aleksandryjska epoka roku, gromadząca w swych ogromnych bibliotekach jałową mądrość 365 dni obiegu słonecznego. O, te poranki starcze, żółte jak pergamin, słodkie od mądrości jak późne wieczory! Te przedpołudnia uśmiechnięte chytrze jak mądre palimpsesty, wielowarstwowe jak stare pożółkłe księgi! Ach, dzień jesienny, ten stary filut-bibliotekarz, łażący w spełzłym szlafroku po drabinach i kosztujący z konfitur wszystkich wieków i kultur! Każdy krajobraz jest mu jak wstęp do starego romansu. Jakże się świetnie bawi, wypuszczając bohaterów dawnych powieści na spacer pod to zadymione i miodne niebo, w tę mętną i smutną, późną słodycz światła! Jakich nowych przygód dozna Donkiszot w Soplicowie? Jak ułoży się życie Robinsonowi po powrocie do rodzinnego Bolechowa?
9
W duszne, nieruchome wieczory, złote od zórz, odczytywał nam ojciec wyjątki ze swego manuskryptu. Porywający lot idei pozwalał mu chwilami zapomnieć o groźnej obecności Adeli.
Przyszły ciepłe wiatry mołdawskie, nadciągnęła ta ogromna żółta monotonia, to słodkie, jałowe wianie z południa. Jesień nie chciała się skończyć. Jak bańki mydlane wstawały dni coraz piękniejsze i eteryczniejsze i każdy wydawał się tak do ostatnich granic wyszlachetniony, że każda chwila trwania była cudem przedłużonym nad miarę i niemal bolesnym.


W ciszy tych dni głębokich i pięknych zmieniała się niepostrzeżenie materia listowia, aż pewnego dnia stały drzewa w słomianym ogniu całkiem zdematerializowanych liści, w krasie lekkiej jak wykwit plewy, jak nalot kolorowych confetti — wspaniałe pawie i feniksy, które wstrząsnąć się tylko muszą i zatrzepotać, ażeby strącić to świetne, lżejsze od bibułki, wylinione i niepotrzebne już pierze.

— Bruno Schulz, “A Second Autumn”, from The Street of Crocodiles and Other Stories

No comments: